wtorek, 27 sierpnia 2013

"Kosogłos" i koniec trylogii Igrzysk śmierci

Hej

Wracam z krótką recenzją ostatniej części trylogii Igrzysk Śmierci- Kosogłosem.

Ostatnia część to przede wszystkim wszechogarniająca walka dystryktów o wolność, sprawiedliwość i lepsze, ludzkie warunki życia. Najważniejszą jednak rolę odgrywa tu - dotąd uznany za nieistniejący - trzynasty dystrykt, do którego trafiają inni rebelianci, którym udało się przeżyć, szukający schronienia, między innymi ci z doszczętnie zniszczonej dwunastki. Przywódcą duchowym rebelii, ogniwem zagrzewającym do walki staje się, początkowo niechętna, Katniss  - tytułowy Kosogłos, starająca się nie tylko podtrzymywać w ludziach nadzieję i chęć do walki, ale także odzyskać przetrzymywanego w Kapitolu Peetę.

Nie chciałabym więcej szczegółów zdradzać, bo to mijałoby się z celem waszej ewentualnej lektury. Czy Katniss podołała swym obowiązkom Kosogłosa? Co stało się z Peetą? Czy jakakolwiek władza i system może zapewnić człowiekowi wolność i godne życie? Na te i masę innych pytań otrzymacie odpowiedź po przeczytaniu powieści.

Nie wiem dlaczego, ale znów najbardziej urzekła mnie postać Haymitcha - tylko on wydaje się być najpełniejszym obrazem siebie z wcześniejszych części, nie stracił nic ze swojej osobowości, charakterku, pomimo, że jest raczej bohaterem drugoplanowym. Z innymi postaciami mam większy lub mniejszy problem, ale chyba najbardziej rozczarowała mnie Katniss - w Kosogłosie jest za dużo jej przemyśleń, refleksji, gdybania ... przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie (choć we wcześniejszych częściach też ich nie brakowało, to jednak nie raziły mnie tak jak tutaj). Miałam nadzieję, że ta powieść oczaruje mnie swoją akcją, scenami rebelii, to jednak zaczyna się dziać coś konkretnego dopiero po jakiejś 1/3 lektury.
Dobrze chociaż, że Katniss dokonuje trafnego życiowego wyboru pod koniec powieści, zgodnego z moimi własnymi odczuciami i nadziejami.

Wydaje mi się, że to konstrukcyjnie najsłabsza część trylogii, jest tutaj mnóstwo treści i pomysłów, które autorka chciała pomieścić na tych kilkuset stronach. Odniosłam wrażenie, że wrzuciła wszystko do jednego worka, nie bardzo zastanawiając się nad tą mieszanką. Nie chciałabym, żebyście myśleli, ze książka jest zła, ma wiele zalet, dobre zakończenie, ciekawe pomysły, które mogłoby być trochę inaczej zrealizowane. Wydaję mi się także, że moje rozczarowanie może także wynikać ze zwyczajnego przesytu tą historią, w końcu trzy części to niejedna, rzuciłam się na nie chcąc poznać dalsze losy Katniss i innych, i w ten sposób być może zaszkodziłam sobie i powieściom. Zalecam więc umiarkowane dawkowanie lektury - wtedy być może wyda się ona przyjemniejsza i spojrzycie na Kosogłosa zupełnie innym okiem.

10 komentarzy:

  1. Nie czytałam jeszcze żadnej książki należącej do tej trylogii, ale podziwiam autorkę za tak świetny pomysł na fabułę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Już dawno mam za sobą całą trylogię, ale pamiętam, że pierwsza część najbardziej mi się podobała i moim zdaniem z każdym kolejnym tomem poziom spadał, ale i tak seria należy do moich ulubionych (:

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam całą trylogię Igrzysk śmierci! Napomknąć jednak muszę, że Kosogłos podobał mi się właśnie najmniej. Tragedii nie było, to wciąż bardzo dobra książka. Po prostu nie było tej magii, co w dwóch poprzednich. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cała trylogia to dla mnie absolutny fenomen. Uwielbiam każdą część, ale... pierwszą i drugą chyba najbardziej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie trochę trudno nazwać którąkolwiek z książek tego cyklu najlepszą, bo uważam wszystkie za bardzo dobre. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. już od dawna mam zamiar przeczytać pierwsza czesc:)

    OdpowiedzUsuń