piątek, 26 lipca 2013

Dynastia Tudorów



Na początku chciałabym jeszcze nawiązać do ostatniego postu dotyczącego wczorajszej audycji poświęconej książce Charlotte Bronte i jej siostry śpiące. Pan Ostrowski zainteresował mnie swą  wiedzą dotyczącą sióstr, pasją i zaangażowaniem w pracy nad książką. Z tego co wywnioskowałam z radiowej rozmowy, ma w niej dowodzić, iż to Charlotte Bronte jest autorką wszystkich dzieł, a dodatkowo sama stworzyła legendę o trzech piszących siostrach, mając ku temu powody. Podobno pojawia się coraz więcej głosów, które skłaniają się ku tej, lub innym owianym do tej pory tajemnicom, dotyczącym życia i jakiejkolwiek artystycznej twórczości sióstr. Chętnie zapoznam się z nowym spojrzeniem na losy jednych z moich ulubionych pisarek, książka ma około 600 stron!!, zawiera dotąd nietłumaczoną korespondencję, podobno także wiele reprodukcji dzieł malarskich sióstr Bronte, już nie mogę się doczekać. W księgarniach Charlotte Bronte i jej siostry śpiące już pod koniec września. :):)



A teraz wrażenia po Dynastii Tudorów. Obejrzałam - wiem, wiem jestem sporo opóźniona jeśli chodzi o oglądanie seriali - wszystkie sezony Dynastii Tudorów i ogólnie oceniając jestem pod ogromnym wrażeniem. Na wstępie pragnę zaznaczyć, że nie  uważam się za żadną ekspertkę w sprawie Tudorów, to tylko moja subiektywna opinia, a moja nikła zapewne wiedza jest oparta na marnych kilku książkach.

Po pierwsze, w serialu nieraz przeszkadzało mi mieszanie faktów, pomijanie ich lub wymyślanie nigdy niemających miejsca historii przez producentów - ale takie są prawa każdej produkcji, łączenie historii z fikcją to nic nowego, a wiadomo, iż serial miał odnieść i odniósł ogromny, komercyjny sukces.



Zacznę chyba od minusów, jak wyżej wspomniałam błędy historyczne, a raczej świadome zmiany na potrzeby serialu. Po drugie, zdenerwowałam się, że wielu bohaterów - którzy jak wiemy nie odznaczali się ponadprzeciętną urodą, zwłaszcza w miarę upływu lat - wyglądali jak wycięci z kolorowych magazynów. Szkoda też, że tak słabo - moim zdaniem - ukazano przemijanie i starzenie się postaci, niby charakteryzacja zadziałała (siwe włosy, zarost, ale jak dla mnie to za mało) to chociażby Henryk VIII pod koniec swego życia w serialu wygląda prawie tak samo, jego lekka siwizna i reszta nie zrobiła na mnie wrażenia, nie patrzyłam na niego jak na ponad 50 - letniego mężczyznę. Zabrakło mi też  rudzielców - chyba wszyscy mnie tu poprą.
Kolejnym minusem jest sam tytuł serialu - to z pewnością nie jest serial o Dynastii Tudorów, lecz jednym z jej przedstawicieli - Henryku VIII (pojawiają się oczywiście postaci chociażby młodej Marii czy Elżbiety, ale raczej jako dzieci króla, nie poznajemy ich rządów, a szkoda).
Dodatkowo w całej tej mieszance na równi postawiłabym sprawy państwa, polityki, niezadowolenia społecznego, problemów wiary itd. itd. wraz z romansami, miłościami i namiętnościami królewskimi, które w serialu zajmują pierwsze miejsce i niekiedy odwracały moją uwagę od innych faktów. Lepszy zatem byłby tytuł Żony Henryka VIII lub Kobiety Henryka VIII :P

Ale oczywiście serial ogląda się z wielką przyjemnością, z pewnością zaspokaja estetyczno - wizualne potrzeby widza. Bardzo dobra gra aktorska większości aktorów, mnie najbardziej przypadła do gustu Pani Maria Doyle Kennedy w roli Katarzyny Aragońskiej i Sarah Bolger w roli Lady Mary. Świetnie ukazany przepych królewskiego dworu, niezliczonych zabaw, uczt, polowań czy pojedynków, dodatkowo straszliwe i haniebne intrygi, zbrodnie, czy miejsca tortur lub egzekucji.
Warto zapoznać się z serialem, niejednego zapewne skłoni do poznania bliżej historii i losów tak osławionej dynastii.
Tym, co urzekło mnie najbardziej to stroje, biżuteria, piękne materiały, wszystko to cieszyło moje oko.




A wy oglądaliście? Jakie są wasze wrażenia?
 

czwartek, 25 lipca 2013

Szybka notka dla zainteresowanych...Charlotte Bronte i jej siostry śpiące

Hejka

Do wszystkich fanek i fanów twórczości sióstr Bronte, ale i do wszystkich zainteresowanych. Od dłuższego czasu czekam, aż w księgarniach pojawi się książka o wspaniałym tytule Charlotte Bronte i jej siostry śpiące autorstwa Pana Eryka Ostrowskiego (wydawnictwo MG). Nie mogę się  już jej doczekać, odczytanie na nowo tej twórczości, a przede wszystkim odkrycie być może dotąd nieznanych informacji - sama nie wiem co przyniesie ta publikacja, ale mam na nią ochotę :)

W związku z książką dzisiaj w radiowej dwójce ma odbyć się audycja - rozmowa z autorem, zapowiadana interesująco - "Czy Charlotte Brontë stworzyła legendę o trzech piszących siostrach? Kto w rzeczywistości jest autorem "Wichrowych Wzgórz"? Czy Heathcliff i Katarzyna mogli istnieć naprawdę? " Audycja o 20:30.

Informacje : http://www.polskieradio.pl/8/195/Artykul/895928,Siostry-Bront%C3%AB-na-nowo-odczytane
Można również zajrzeć na stronę autora na fb.

poniedziałek, 22 lipca 2013

Recenzja - "Małe kobietki" Louisa May Alcott

Hej

Ostatni tydzień tak mnie wciągnął w wir lenistwa lub szaleństw, że nie miałam siły nic opublikować na blogu. Teraz jednak nadrabiam - kilka słów o Małych kobietkach (mój ostatni zakup, Wydawnictwo MG).
Informacje z okładki:
Louisa May Alcott (29.11.1832 - 3.03.1888) - pionierka literatury kobiecej. Znakomicie konstruowała swe opowieści nasycając je ciepłem i dowcipem. Umiała stworzyć ciekawe postaci bohaterek, z którymi łatwo się utożsamiać.

Ameryka, lata sześćdziesiąte XIX wieku. W domostwie zwanym Orchard House od pokoleń mieszka rodzina Marchów. Pod nieobecność ojca, kapelana biorącego udział w wojnie secesyjnej, opiekę nad czterema córkami sprawuje samodzielnie ich matka, nazywana przez córki mamisią.
Córki pani March - stateczna Meg, żywa jak iskra Jo, nieśmiała, uzdolniona muzycznie Beth i nieco przemądrzała Amy - starają się, jak mogą, by urozmaicić swoje naznaczone ciągłym brakiem pieniędzy życie, chociaż boleśnie odczuwają nieobecność ojca. Bez względu na to, czy układają plan zabawy, czy zawiązują tajne stowarzyszenie, dosłownie wszystkich zarażają swoim entuzjazmem. Poddaje mu się nawet Laurie, samotny chłopiec z sąsiedniego domu, oraz jego tajemniczy, bogaty dziadek.

Teraz kilka słów od siebie. Po pierwsze, chciałam przeczytać książkę, jako że należy już do klasyki literatury, więc wstyd mi było nie zapoznać się z powieścią. Po drugie, skusiła mnie piękna okładka, opis i tytuł, a przede wszystkim przynależność powieści do literatury kobiecej XIX wieku.
I oczywiście odnalazłam tam wszystko, czego się spodziewałam po tego typu literaturze: 3-osobową narrację, wspaniałe opisy charakterów i zachowań tytułowych kobietek, wplecione wierszyki czy próbki pisaniny samych bohaterek, będące częścią ich udziału w tajnym dziecięcym stowarzyszeniu.

Powieść aż kipi od niemal dziecięcej naiwności, niewinności, ale i ciepła i ogromnej miłości, zarówno rodzicielskiej, jak i siostrzanej. To także historia wspaniałej przyjaźni miedzy bohaterkami a osamotnionym sąsiadem - przyszłym towarzyszem ich zabaw, niemal przybranym bratem.
Jednakże w pewnych momentach  - ze względu właśnie na ową niewinność i wszechogarniającą dobroć - powieść wydaję się być strasznie przesłodzona i przewidywalna - jaka konwencja i czasy - taka historia. To nie oznacza, że nie zauroczyłam się powieścią - każdy prawie rozdział był niczym przypowieść - umoralniająca, zawracająca bohaterki ze zgubnych ścieżek, ściśle wyznaczająca granice dobra i zła, prostoduszności a złych występków.

Moją ulubioną bohaterką została Jo - pełna życia, niespożytej energii, mnóstwa pomysłów, o artystycznej duszy przyszłej być może pisarki, z bohaterów zaś pokochałam starszego pana Laurence'a, jego dobroć, przywiązanie do dziewczynek, troskliwość i roztaczanie opieki nad przyjaciółkami swego wnuka.
Jest to świetna powieść na pewno dla młodzieży czy nawet dzieci, choć powinien do niej zajrzeć każdy, kto ma sentyment do literatury XIX - wiecznej. Nie wiem dlaczego, ale moim zdaniem książka nadaje się do czytania najlepiej w okresie świąt Bożego Narodzenia, pod kocem z kubkiem gorącej kawy czy czekolady, jej ciepło z pewnością rozgrzeje każdego w jakiś zimowy wieczór.

Polecam także każdemu ekranizację powieści z 1994 w reż. Gilliana Armstronga - choć ostrzegam, że jest ona połączeniem losów bohaterek z Małych kobietek i ich kontynuacji - która przyznam trochę mnie zaskoczyła (dziewczynki wkraczają już w dorosłość i muszą borykać się z poważniejszymi problemami). Plusem filmu jest zapewne dobra obsada: młody Christian Bale, Winona Ryder, Kristen Dunst czy Susan Sarandon. Spodoba się tym, którzy gustują w ciepłych, rodzinnych historiach.


poniedziałek, 15 lipca 2013

Wrażenia po lekturze - Jerzy Pilch "Wiele demonów"

Hejka

Jestem już po lekturze Wielu demonów Jerzego Pilcha (Wydawnictwo Wielka Litera) i długo zastanawiałam się - czy ją zrecenzować czy może po prostu podzielić się swymi wrażeniami, postawiłam jednak na to drugie. Obawiałam się, że moje krótkie streszczenie historii mogłoby pozbawić niektórych z was przyjemności czytania, bo mimo przebogatej (w sensie postaci, wydarzeń, detali świata) fabuły, trudno oddzielić to, czym można się z wami podzielić od tego, co powinno pozostać tajemnicą dla potencjalnego czytelnika. Zamieszczam więc opis książki ze strony wydawnictwa, a potem dorzucę kilka słów od siebie i własną ocenę.
Opis książki:                   
- Wszyscy lubimy i umiemy snuć narracje, ale jak pan opowiada to jest prawdziwe święto opowieści! - mówi prezes Tlołka do organisty Somnambulmeistra.
Najnowsza powieść Jerzego Pilcha jest właśnie takim prawdziwym świętem opowieści – mądrej i rozbuchanej, snutej arcybogatym językiem, pełnej zaskakujących zdarzeń i smakowitych detali, pogrążonej w magicznej atmosferze, panoramicznej niczym „Sto lat samotności”, zaludnionej tyleż swojskimi, co dziwacznymi, osobliwie zabawnymi postaci, jakich pozazdrościłby Fellini z „Amarcordu”, a zarazem mówiącej o sprawach ważnych, najważniejszych, ostatecznych.
Pilch przenosi nas w tuż postalinowskie czasy lat pięćdziesiątych, do Sigły, położonej - jakże by inaczej - na ukochanym przez autora luterskim Śląsku Cieszyńskim.
Do miasteczka – ku powszechnemu zdumieniu – zjeżdża Jula Mrakówna ze swym katolickim narzeczonym. Kto ją przenocuje? Bo przecież nie wstrząśnięty ojciec, pastor Mrak! Co stało się z jej siostrą Olą, w tajemniczy sposób zaginioną? Żeby ją chociaż porwali esbecy, ale towarzysz Goniec zaprzecza! Czy miejsce jej pobytu wskaże Fryc Moitschek, który nawet jak nie był stuprocentowym cudotwórcą  – miał dar? Kim jest mężczyzna w czarnym owerolu, który wszedł do willi świętej pamięci doktora Nieobadanego i nie wyszedł?
Dawkując czytelnikom sekrety i - po części sensacyjną - intrygę, Pilch zagląda zarówno do domów jak i do głów swych bohaterów, bywa tyleż czuły i delikatny, co pikantny i bezlitosny, dowodząc, że człowiek sam sobie zagraża, a jak człowiek sam sobie zagraża - nie ma gorzej…Z charakterystycznym „pilchowym” humorem snuje zwykłe-niezwykłe historie mieszkańców Sigły, a zewsząd słychać, ten co zawsze, głęboki i majestatyczny oddech kosmosu nad dachem.
Ów „oddech” – pytania o sens życia, śmierci, wiary, Boga, miłości, cierpienia, o sens wielu demonów, które nasze historie opowiadają  – unosi się nad całą powieścią, pełną niezapomnianych sytuacji, wysnuwanych często z pozornie nieznaczącego zdarzenia. Chichoczemy czytając jak pan Naczelnik usiłuje pocałować w rękę histerycznie niechetną temu starkę Zuzannę, jak ucztują i kłócą się nad trumną pana Wzmożka, której nie sposób wynieść z domu, jak grają na grzebieniach i butelkach:  Tango zatrata. Tango  bakelit i tango szkło.
Niepostrzeżenie, raz po raz, ten chichot zmienia się w charkot, śmiech więdnie nam w gardłach, także przy zaskakującym, niesamowitym zakończeniu powieści. Nie ma już tamtego świata. I naszego też kiedyś nie będzie. Nas nie będzie. Nie chcemy tego wiedzieć, choć każdy musi się wreszcie z tym zmierzyć. I Pilch swoją ważną, całkiem niewesołą książką–księgą w przejmujący sposób nam w tym pomaga.
I jest tak, że wreszcie rozumiesz starych pisarzy, którzy pisali o niepojętej rozpaczy zostawienia wszystkiego. Pożegnaj sosnę na piaszczystym wzgórzu, pożegnaj smagłe ciało, pożegnaj hokej, pożegnaj sztruksową marynarkę – teraz rozumiesz; tysiąc razy lepiej było, jak się nie rozumiało. Żyjesz? Tak jest! Umieranie zaczęło się na dobre.

źródło: http://www.wielkalitera.pl/ksiazki/id,37/wiele-demonow.html

Opis wydawnictwa jest bez zarzutu, natomiast muszę dodać swoje trzy grosze. Otóż tym, co ujęło mnie najbardziej w tej opowieści jest właśnie język, jego bogactwo, ale i pewna przejrzystość, stylizacja, połączenie powagi z rubasznością, cudne imiona bohaterów, mnóstwo pytań pozostawionych jakby bez odpowiedzi - wszystko to ma na pewno swój urok. Moim zdaniem dodatkowym plusem jest  połączenie elementów realizmu magicznego, powieści kryminalno-sensacyjnej, filozoficzno-egzystencjalnej, nawiązania biblijne, a nawet elementy z pogranicza fantasy czy baśni to wręcz mieszanka wybuchowa. Wszystko pasujące do siebie jak ulał, tworzy niesamowitą magiczną atmosferę siglańskiej krainy czasów postalinowskich, które dają się  rozpoznać w subtelny sposób. To faktycznie powieść o sprawach najważniejszych, takich jak życie i śmierć, miłość czy wiara, a cała historia - zniknięcia i poszukiwań jednej Mrakówny czy losy miejscowego dziwaka - cudotwórcy?proroka? są jakby jedynie tłem dla rozważań natury egzystencjalnej.
Cóż, są i minusy w mej subiektywnej ocenie. Zakochałam się w tym pięknym języku Pana Jerzego, natomiast niekiedy miałam wrażenie przerostu formy nad treścią - nagromadzenie słów, licznych powtórzeń, pytań, długich zdań - wszystko to niestety trochę przeszkadzało mi w lekturze, często odkładałam książkę, aby po prostu odpocząć od tego nadmiaru. Zapewne inni uznają to za ogromną zaletę, natomiast ja chyba czytałam powieść w nieodpowiednim czasie, ciągle coś absorbowało moją uwagę, dlatego też nie powracałam do książki z wielką ciekawością. Takie powolne snucie opowieści powinno zapewne dawać czytelnikowi możliwość poznania tej magicznej atmosfery i historii stworzonej przez autora,  ja jednak  nie trafiłam z książką na odpowiedni czas do lektury. Poza tym, zawiodłam się trochę na wątku sensacyjnym - poszukiwaniach Oli Mrakówny czy roli Fryca w całej tej opowieści. Wątki te rozwijają się cały czas w takim samym tempie, bez jakiś nagłych zmian, które podtrzymywałyby napięcie, przynajmniej dla mnie fragmenty dotyczące chociażby mężczyzny w czarnym owerolu czy milczenie Juli w sprawie siostry, nie noszą znamion takiej intrygi, której chyba oczekiwałam od tej powieści.
Mogę  powiedzieć, że naprawdę warto przeczytać książkę ze względu na przebogaty język, aurę tajemniczości oraz dziwność samych bohaterów. Natomiast wszystko to trochę jak dla mnie przesłania samą fabułę - chociaż z drugiej strony - dzięki temu na plan pierwszy wysuwają się problemy i sprawy "najważniejsze, ostateczne", i chyba przede wszystkim o nie w tym wszystkim chodzi.

Moja ocena: Jeśli chodzi o styl czy leksykę daję 9/10, jeśli o fabułę czy banalnie mówiąc problematykę powieści: 6/10.  Polecam.

wtorek, 9 lipca 2013

W drodze.










Chciałabym podzielić się z wami wrażeniami po mym dzisiejszym seansie filmowym zorganizowanym w związku z babskim wieczorkiem. To dziwne, ale od razu po wyjściu dziewczyn (z którymi obgadałyśmy film doszczętnie, nawiasem mówiąc wprowadził nas w niezły nastrój), muszę także tutaj napisać o nim kilka słów.

W drodze to ekranizacja książki Jacka Kerouaca, której niestety nie czytałam (choć wszystko może się zmienić). To historia z lat tuż po wojnie, okres narodzin Beat Generation w Ameryce, wywyższenia indywidualizmu, totalnej swobody kulturowej, poezji, filozofii życia wbrew wszelkim systemom czy ograniczeniom. Główni bohaterowie to Sal - początkujący pisarz, szukający w DRODZE natchnienia, motywacji, bodźców niezbędnych artyście do tworzenia oraz Dean - idealny, niemal wycięty z podręcznika przykład buntownika, nonkonformisty, który swym szaleństwem i jakąś magnetyczną siłą przyciąga do siebie wszystkich i wszystko. Motyw drogi, wędrówki, włóczęgi w sztuce jest stary jak świat, dlatego i tu nie został on jakoś "zrewolucjonizowany". Ale czy jest to niezbędne, aby film przykuwał uwagę? W tym wypadku wydaje mi się, że nie. Wręcz przeciwnie, następujące po sobie obrazy bohaterów w ciągłej drodze, przemierzających samochodem ogromne, bezkresne przestrzenie USA, upijających się na umór, ciągle na haju, w objęciach masy kobiet, wprawiły mnie w jakiś dziwny stan, który nie pozwolił oderwać oczu od ekranu. Trudno jest ocenić ten film, pojawia się przy nim więcej pytań niż gotowych refleksji i opinii.

Dla mnie to przede wszystkim historia o snuciu opowieści, opowieści, którą pisze samo życie. To wielka metafora drogi, drogi do sukcesu, szczęścia, zatracenia a może donikąd? Czy można być wolnym, tak totalnie i całkowicie, czy może - jak wspominają sami bohaterowie - to tylko iluzja? Czy idea pozostaje tylko ideą, a nasze życie jest tylko jej marnym odbiciem? Czego potrzebuje człowiek - szaleństwa i niezależności czy może jednak stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa, oparcia? Czy lepiej jest BYĆ w DRODZE czy zatrzymać się i w każdej chwili móc wrócić do miejsca, w którym ktoś lub coś (jak rodzina, dom) na nas czeka?

Film ten to mieszanina ludzkich słabości, dążeń, pragnień, to historia ludzi wyzwolonych z wszelkich więzów (a raczej kreujących się na takich czy poddających się nowym czasom i zasadom?) goniących za wrażeniem, pożądaniem, choć tak naprawdę wrażliwych, zagubionych, oszukujących innych i samych siebie. Takie są moje odczucia.
 

Zachwyciłam się sensualizmem tego filmu, jego muzyką, wizerunkiem kobiet (co dziwne, to one moim zdaniem grają w nim pierwsze skrzypce, choć raczej pojawiają się gdzieś z boku, jakby na marginesie). Również świetna gra aktorów, zwłaszcza te niewielkie role : Steve Buscemi, Kristen Dunst, Viggo Mortensen czy Amy Adams. O dziwo, sama Kristen Stewart wcielająca się w główną kobiecą bohaterkę - Marylou, spisała się moim zdaniem bardzo dobrze, wolałabym widzieć ją w takich właśnie rolach.

Pozostaje mi tylko polecić wam film, chociażby tylko po to, aby wyrobić sobie o nim własną opinię - a jestem święcie przekonana - że mogą one być skrajnie różne (czego dowodem była moja zażarta dyskusja z dziewczynami).
 





 

poniedziałek, 8 lipca 2013

Co nowego do czytania?

Tak to jest jak człowiek przechodzi obok biblioteki, zawsze coś z niej wynieść interesującego trzeba. Tak samo i dzisiaj, chociaż skromnie, bo i tak w domu czeka już mnóstwo rzeczy do przeczytania.  To mój skromny stosik z dzisiejszego dnia.

 
1. Thomas Hardy Tessa d'Urberville : Historia kobiety czystej
2. Eric - Emmanuel Schmitt Zapasy z życiem
3. Eric - Emmanuel Schmitt Ewangelia według Piłata

Dodatkowo długo oczekiwana i w końcu dzisiaj z rana dostarczona pozycja - historia Tudorów - musi jednak poczekać na swoją kolej, choć już mnie korci, to jednak chcę najpierw dobrnąć do końca serialu Dynastia Tudorów, aby nie mieszać serialowych informacji (wiadomo, często ubarwianych) z tymi książkowymi.

Teraz natomiast kończę Jerzego Pilcha - niedługo pewnie pojawi się u mnie recenzja jego powieści.

piątek, 5 lipca 2013

Oczekiwanie na książki

Od kilku dni czekam na moje nowe zdobycze książkowe:

1. 
Tytuł: Ruth
Autor: Elizabeth Gaskell
Wydawnictwo: MG
Rod wydania: 2013
Strony: 544


2.
Tytuł: Małe kobietki
Autor: Louisa May Alcott
Wydawnictwo: MG
Rok wydania: 2012
Strony: 304

3.
Tytuł: Tudorowie. Prawdziwa historia niesławnej dynastii
Autor: G.J. Meyer
Wydawnictwo: Astra
Rok wydania: 2012
Strony: 660
Teraz na stronie wydawnictwa książka w promocji 25% taniej!
 
 
Czy ktoś czytał już może którąś z tych pozycji? Jestem ciekawa jak wrażenia, opinie po lekturze? Chętnie przeczytam jakąś recenzję.


Kolejna recenzja - Coco Chanel Życie Intymne

COCO CHANEL ŻYCIE INTYMNE Lisa Chaney     Wydawnictwo Znak

To kolejna pozycja, którą udało mi się przeczytać od początku tych upragnionych wakacji. Biorąc książkę do ręki zasugerowałam się opisem z okładki - autorka "dotarła do niepublikowanych wcześniej pamiętników i listów miłosnych Chanel". I to wystarczyło, abym wzięła książkę ze sobą do domu.

 
Coco


Coco Chanel Życie Intymne to sprawnie napisana biografia jednej, a może i największej ikony stylu, projektantki, businesswoman, a przede wszystkim kobiety, która całym swoim życiem, uporem i dumą, a także niekończącymi się ambicjami zapracowała na miano rewolucjonistki i kreatorki mody XX wieku. W książce poznajemy Coco "od podszewki" - znamy losy jej ubogiej rodziny, odejście ojca, które odcisnęło piętno na całym życiu projektantki, a przede wszystkim jej relacjach z mężczyznami, znamy też pobyt Chanel w sierocińcu, późniejsze występy i próby wyrwania się z tego półświatka. Okazuje się, że Coco do wszystkiego, co osiągnęła, doszła swą ciężką pracą - jedynym "przyjacielem i kochankiem", który nigdy jej nie opuścił. Jednak mężczyźni także  przyczynili się w pewnym stopniu do jej rozwoju, chociażby początkowo za sprawą ich pieniędzy, dzięki którym Coco mogła rozwinąć swój interes. W dalszej części śledzimy historię rozwoju firmy i marki Chanel, sukcesy i porażki. To, co wydawało się interesujące to losy tych projektów, które współcześnie są uznawane za znaki rozpoznawcze stylu Chanel,  ich geneza i odbiór w jej czasach: perfumy Chanel No.5., plastikowa, sztuczna biżuteria, kostiumy z dżerseju czy mała czarna.

Chanel i Capel
 
Tym jednak, co najbardziej przykuwało mą uwagę, były relacje Coco z mężczyznami- bliższe i dalsze. Nie byli to byle jacy mężczyźni, zawsze silni osobowościowo, niezależni i ambitni - tak samo jak sama Chanel - byli wśród nich książęta, artyści... Coco interesowała się też kobietami, choć Chanel raczej nie przyznawała się do biseksualizmu (który, czytając książkę, można z całą pewnością uznać za powszechny w jej kręgach). Poznajemy największą miłość Chanel - Arthura "Boya" Capela, a też innych późniejszych kochanków - Strawińskiego, Picassa czy księcia Dymitra Pawłowicza Romanowa. Oprócz losów Coco poznajemy historię jej znajomych, całej śmietanki towarzyskiej na czele z Diagilewem, Cocteau czy naszą Misią Godebską.

Coco z księciem Pawłowiczem
 
Książką ta to historia powstania wielkiego imperium mody i jeszcze większego i wspanialszego życia tej - chyba do końca pełnej tajemnic - kobiety, która mam wrażenie cały czas odgrywała jakaś rolę przed światem, kreując siebie i swój styl. To także opowieść o kobiecie, która wśród tylu wspaniałych ludzi, zawsze czuła się samotna, opuszczana przez kolejnych bliskich, a jedyną ucieczką od żalu była praca. Wątek, o którym wspominają wydawcy na okładce dotyczący  oskarżeń Coco o kolaborację w czasie wojny nie leżał w kręgu moich zainteresowań i oczekiwań, wiec go tu pominę.

Coco i Salvador Dali
 
W czasie czytania wynotowałam kilka cytatów (jest ich mnóstwo w książce, co jak dla mnie jeszcze bardziej zwiększa jej wartość, tak jakby sama Coco do mnie przemawiała), które jakoś mnie dotknęły:

"Wielki kreator mody jest bardziej kimś, kto stale ma na uwadze przyszłość, niż wielkim mężem stanu. Moda to nie sztuka, lecz praca. Jeśli sztuka wykorzystuje modę, to wystarczający komplement"

"Wielki umysł musi być obupłciowy"
 
"Mam w sobie śmiertelny lęk przed samotnością i żyję w całkowitym osamotnieniu. Zapłaciłabym za to, żeby nie być sama."

"W odróżnieniu od Serta nie bardzo nadaję się na trupa, ponieważ gdy tylko by mnie zakopali, zaczęłabym się niecierpliwić i myśleć jedynie o tym, jak wrócić na ziemię i zacząć wszystko od nowa"

Cała Coco.

Chanel przy pracy
 
Kobieta dynamit !
 
Polecam wszystkim, nie tylko miłośnikom Chanel czy mody, książka warta przeczytania nie tylko ze względu na biografię Coco, lecz całe tło historyczne, polityczne, kulturowe i artystyczne XX wieku.

Moja ocena: 8/10